Poprzedni wpis na blogu zrobiłam 20 lutego. Pisałam go w pięknym świecie. Świecie bez wojny, bez uchodźców, bez zabitych cywilów. Cztery dni później ten piękny świat umarł. Stanął na głowie. Przyzwyczailiśmy się do myśli, że my i nasze dzieci będziemy żyć w pokoju. Myśleliśmy o efekcie cieplarnianym, ekologii, energii odnawialnej. Skupialiśmy się na długoterminowych zagrożeniach. Jednego dnia nasze priorytety zostały zmienione o 180 stopni.
Założyłam ten blog, żeby pokazywać Wam szyte przeze mnie lalki a nie dzielić się przemyśleniami. Ale ten jeden wpis musicie mi wybaczyć. To nie jest zwykłe wydarzenie, koło którego można przejść obojętnie. A przynajmniej ja obojętnie przejść nie umiem. Gdy dotarły do mnie pierwsze informacje o wojnie, poczułam się jakbym brała udział w największym koszmarze naszych czasów. Coś we mnie zamarło, gdy uświadomiłam sobie, że za naszą wschodnia granica toczy się wojna o jakiej opowiadali mi dziadkowie gdy byłam mała. Miałam nadzieję, że taka wojna nigdy już nie dotknie Europy. Myślałam, że trauma holokaustu i II wojny światowej jest dla Europejczyków wystarczającym powodem do powstrzymania się od wszelkich akcji militarnych. Nie miałam racji.
Siedziałam w ciepłym mieszkaniu w Warszawie, tuliłam córeczkę do snu. Podczas gdy kilkaset kilometrów dalej matki zasłaniały swoimi ciałami dzieci przed kulami. Podczas gdy tysiące kobiet wsiadały do pociągów i jechały w nieznane, po to żeby ratować życie swoich dzieci. Nie umiałam normalnie funkcjonować. Wszystko co robiłam wydawało mi się nieistotne w obliczu tej tragedii. Siedziałam w komórce i czytałam każdą wiadomość dotyczącą wojny. Po kilku dniach się otrząsnęłam. Zrozumiałam, że mam wpływ na bieżącą sytuację, mogę pomóc ludziom, którzy uciekają do Warszawy przed wojną. Gdy skupiłam się nad meblowaniem mieszkania dla ukraińskiej rodziny poczułam się lepiej. Najgorzej jest wmówić sobie, że nie ma się wpływu na okropieństwo, które dzieje się wokół Ciebie. Ta bezsilność paraliżuje Cię po całości.
Niestety za naszą wschodnią granicą nadal trwa wojna, a może należałoby nazwać to raczej ludobójstwem. Wiadomości przygniatają do bólu. Staram się mniej skupiać na wiadomościach, bardziej na pomaganiu. Jest mi z tym lepiej. Wystawiłam dwie swoje lalki na licytację dla Ukrainy. Myślę, że każdy powinien skupić się teraz na wspieraniu Ukrainy, walczącej o swój dom i życie swoich bliskich. Nie szyłam przez kilka tygodni, nie umiałam wziąć igły do ręki. Zrobiłam to dopiero kilka dni temu. Tak powoli, krok po kroku. Wróciłam do pomysłu uszycia większej lalki. Moje dotychczasowe lalki miały około 35 cm wysokości. Teraz chciałabym uszyć lalkę o 20 cm wyższą. Cieszyłam się bardzo na myśl o uszyciu takiej lalki, wojna tą radość mi zabrała. Mam nadzieję, że powoli będę ją odzyskiwać. Mam również nadzieję, że zanim skończę ją szyć sytuacja na Ukrainie się uspokoi. Jeśli nie, będzie moją kolejną lalką sprzedaną na aukcji Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej…
